Rysunek 02-1.gif

PIASTUSZKIEWICZE

Uważasz pan, nie będziem mówić o Wandzie, co nie chciała foksdojcza, o królu Kraku, któren miasto Kraków założył, bo to podobnież tak zwana legenda, czyli niemożliwa lipa. W krótkości tylko zaznaczam, że ten ów pierwszy krakowiak tak samo był oszczędnem facetem jak dzisiejsze krakowiaki, i ponieważ że w dziurze pod Wawelem smok drań się okazał, któren co dzień barana wtrajał, widzi ten ów król Krak, że nie interes smokowi baraninę w potrawce dostarczać, że lepiej ją samodzielnie spożyć.

Smok z każdem dniem coraz więcej robi się mordziasty, brzuch mu także samo rośnie, a krakowiaki skarżą się, że chudną. Skoczył król po rozum do głowy. Kaliflorku w aptecznem składzie na kredyt wziął, barana wypatroszył, barszczu na dudkach kazał żonie nagotować z tego, a w barana kaliflorku napchał.

Smok frajerzyna o niczem nie wiedział, barana z wybuchowem artykułem w środku w dobrej wierze opchnął i poszedł do jamy pod Wawel kimać. Budzi się w nocy i czuje, że go niemożebne pragnienie męczy, wyskoczył do Wisły, wody się nachlał, pękł podobnież i zakitował.

Król Krak i insze krakowiacy niemożebnie się z tego cieszyli, bo jem wydatek na baraninę odpadł, a oprócz tego jama się jem na wieczne czasy została, którą teraz ładne parę lat publice pokazują i opłate za wejście, ma się rozumieć, pobierają, aby sobie z powrotem odebrać te gotówkie, jaką wydali na żywienie smoka.

Teraz co się dotyczy Wandy, która miała nie chcieć giestapowca i wskutek wobec tego musiała w czasie wianków z kajaka do wody wskoczyć, lepiej o tem nie mówić, bo jakiemże szubrawcem trzeba być, żeby rodzone dziecko do ślubu ze szkopem namawiać.

Albo cofnijmy się parę lat jeszcze w tył. W Kruszwicy, przed Makowskiem, jabłecznego szampana wytwarzał polski król, nijaki Popiołek, któren znowuż z foksdojczką Rykszą się ożenił. Baba była zakapior i taka „sama w sobie”, że na te pamiątkie rowerowe derożki na dwie osoby rykszamy się nazywają.

- Czy pan czasami czegoś nie pomylił, o ile pamiętam, Ryksa nie była żoną Popiela?

- Nic nie pomyliłem, dziadek nieboszczyk mnie o tem opowiadał, a przyznasz pan chyba, że starszy był troszkie od pana i lepiej mógł te rzeczy pamiętać.

- No, istotnie.

- Otóż więc dziadek mówił, że ta owa Ryksza flądra była, że rzadko poszukać, sprzątać się cholerze nie chciało, brudy niemożebne w całem domu zapuściła, od czego myszy się wkradli. Narzekał nieraz Popiołek, kamaszamy za myszamy ciskał i sztorcował żonę, że pułapek nie zastawia, ale nie mógł nic zrobić, bo sam stale i wciąż przy butelkowaniu „Złotej Renety” był zajęty.

Rysunek 02-2.gif

I tak sobie myszy go pozbadli, że na koronie mu siadali, w „chowankie” mu się po kieszeniach bawili i w „komórki do wynajęcia”. I wiesz pan, jak się skończyło?

- Wiem. Myszy Popiela zjadły.

- Właśnie. Tylko korona, berło i podkówkiod butów po niem się zostali. Na te pamiątkie urządza się teraz w Warszawie raz na rok uroczystość odszczurzania. Tylko o to się rozchodzi, żeby się młodzież historii nauczyła, bo szczurom to podobnież nic nie szkodzi.

Otóż więc jak myszy Popiela nam wtroili, nie posiadaliśmy chwilowo żadnego króla i bardzo się nasze przodki z tego powodu truli, ale nikt na takie niebezpieczne posade nie lefrektował. Długo się to ciągło, aż koniec końców Piast niechcący w ten interes wleciał jak śliwka w komput. A stało się to w następujący deseń.

Ten ów Piast był podobnież z fachu kołodziej i nieduży warsztat niedaleko Poznania prowadził. A miał, uważasz pan, syna, któren fatalnie fryzjera się bał i za żadne pieniądze do rezury nie dał się zaprowadzić, chociaż siedem lat już skończył i włosy szczeniakowi takie urośli, że same warkoczyki mu się zaplatali. Zgniewał się ten Piast jednego dnia i zaznacza:

„Dosyć mam tego, do wielkiej niespodziewanej grypy, muszę Zyzia ostrzyc” - bo jemu Ziemowit było na imię, ale w domu wołali go Zyziek.

Pożyczył gdzieś chłopina maszynkie, chłopaka za łeb, ręcznikiem szyję mu obwiązał i strzyże, a tu się drzwi otwierają i wchodzi dwóch młodych facetów. Patrzy się Piast i myśli, co za cholera. Coś tak jak skrzydła pod jesionkami mają. Anioły nie anioły, podróżne nie podróżne, ale oni, uważasz pan, mowe zawalają, że ten ów strzyżony w tem trakcie dzieciak za króla się zostanie.

Rysunek 02-3.gif

Słuchał Piast tego bajeru jakiś czas, aż koniec końców się pyta:

„A panowie szanowne właściwie kto takie?”

„Jak to kto, to pan nie znasz Cyryla i Metodego?”

Spietrał się ten Piast na razie, przybladł troszkie i mówi:

„To panowie z Cyryla i Metodego?”

„Nie, my same jesteśmy Cyryl i Metody, w charakterze świętych się zatrudniamy i raz jeszcze zaznaczamy, że ten nie dostrzyżony małoletni chłopak w szkolnem wieku za króla się zostanie, i nie tylko on, ale i jego potomki.”

„Przepraszam, jak godność?” - pyta się jeden kołodzieja.

„Piast się nazywam.”

„Dobrze, otóż ten pierwszy król i wszyscy, co po niem nastąpią, przejdą do historii starożytnej jako Piastuszkiewicze.” Po tych słowach znikli jak kamfora.

Mimo nalegań, pan Piecyk w tym miejscu przerwał wykład, obiecując mi ciąg dalszy w niedalekiej przyszłości, gdyż musi sobie przypomnieć dalsze dzieje panowania w Polsce rodu „Piastuszkiewiczów”.