ZA CIASNA KORONA

Król nie król, kiedyś zakitować musi. Po śmierci Mietka Piastuszkiewicza jego syn, jedynak, za króla polskiego się został. Równy to był chłopak i kawał kozaka, totyż koleżki nazywali go Chrobry, co w staroświeckim języku znaczyło, że chojrak i nie da sobie byle pętaczynie podgrymaszać. Szkopy na razie o tem nie wiedzieli, myśleli: „Młodziak w terminie, jeszcze dobrze na króla nie wyzwolony, da się wykołować” i co i raz bez rzekie Odre i Nyse za Ziemie Odzyskane nam się wtranżalali. Ale z chwilą kiedy otrzymali parę razy przyzwoicie w kość, nabrali dla Bolka szaconku.

W tem czasie miał być u nasz pogrzeb arcybiskupa. Niemiecki cesarz, niejaki Wiluś, przysłał telegramę, że ma życzenie być obecnem na tem pogrzebie. Zgodził się, ma się rozumieć, nasz król i mówi: „No, dobra, przyjadź pan.” Ale troszkie się Bolek zdziwił, jak zobaczył, ile tych cwaniaków z Wilusiem przez most na Odrze gania. Bo faktycznie, oprócz cesarza i gienieralnego sztabu do cholery i trochę esesmanów i żandarmów się napchało.

„Czy nie za dużo tych pobożnych? - myśli sobie Chrobry. - Czy oni jakiej grandy nie obmyślają? Ale nic, pies z niemy tańcował, niech zasuwają.” - Kazał ich tylko fest tajniakami obstawić.

Przez cały plac do samego dolnego kościoła czerwony chodnik kazał król położyć. Ale że deszcz tego dnia padał i Wiluś niemożebnie był zaszargany, przed samem chodnikiem Bolek go za frak i mówi:

Rysunek 04.gif

„A może byśmy tak kamasze zdjęli, bo chodnik faktycznie jest pluszowy i sama cholera go nie oczyści, jak się w niego błota nabije. Cesarz pojedziesz sobie do kopy diabłów, a ja się zostanę i będę miał nieprzyjemność od żony.”

Usiedli na tretuarze, zdjęli kapcie i boso przez cały plac po tem chodniku do samego dolnego kościoła zapychali. Wiluś niósł wieniec blaszany z papierowemy szarfamy oraz napisem: „Od parafian z Berlina”.

Po pogrzebie, rzecz jasna, zmuszony był król syrek urządzić. Że ochlaj i spożycie było formalne, nie będę pana szanownego objaśniał. Z korytem w Berlinie nigdy za dobrze nie było, totyż nie masz pan pojęcia, jak te Niemcy rąbali. Co królowa półmisek z kuchni przyniesła, w trymiga pusty. Żarli wszystko „pod mietłe” rzeżuche nawet, którą sztukamięs z kwiatkiem dla optyki była przybrana, pędzlowali, bobkowem listkom nie darowali. A najwięcej wtrajał cesarz. Królowa za kwiatki droższe dania odstawiała, ale to nic nie pomagało, wszędzie znalazł i młócił na czysto. A jak sobie już fest żołądek wyłożył, korone zdjął ze łba i naszemu Bolkowi włożył na głowę.

„Teraz dopiero za odpowiedzialnego króla jesteś. Masz te korone, odpalam ci ją na zawsze.”

„No, dobra, ale w czem ty będziesz chodził?” - pyta się Pistuszkiewicz, ponieważ że był facetem z salonowem otrzaskaniem.

Ale szkop się nadął i mówi:

„Korona dla mnie frajer, sześć sztuk takich mam w domu, w komodzie. Grosza za nią od ciebie nie chcę, chociaż ładną forsę mnie kosztowała. Każ mnie tylko na pamiątkę zawinąć w papier nadziewanego indyka, prosiaka po rusku, gięś z jabłkamy i tego faszerowanego szczupaka, bo nadzwyczaj sosisty, wszystko, ma się rozumieć, z półmiskamy.”

A trzeba szanownemu panu wiedzieć, że król miał całą zastawę z frażetowskiego srebra, brzegi złocone.

Jak to Bolek usłyszał, chciał na razie strzelić cesarza w mordę, ale staropolska gościnność mu na to nie pozwoliła i usiadł. Kazał przynieść papier, szpagat i dalej te dania pakować.

Inne szkopy, jak to widzą, tyż robią paczki z czego się dało. Sos w butelki przelewali, ćwikłe zabrali. Rzecz jasna, że cały serwis i wszystkie noże, widelce co do sztuki rąbnęli.

Królowa cięta była jak wielkie nieszczęście, bo nie dosyć na tem, że serwis i nakrycie była stratna, kawałka mięsa nie zostało, a na drugi dzień była niedziela i rodzina miała być na obiedzie. Nawet szarlotkie dranie gwizdneli!

- Panie Teosiu, przepraszam - przerwałem na chwilę wartki tok wykładu. - Podręczniki historii dla użytku szkolnego trochę inaczej to ujmują: Bolesław Chrobry dobrowolnie podarował swym gościom wszystkie złote i srebrne naczynia, z których jedli i pili.

- Tak? No, to wierz pan podręcznikom. Ja inaczej słyszałem. To może i to nieprawda, że Bolek był drugi raz koronowany?

No, widzisz pan, a dlaczego, bo Wiluś go niemożebnie naciął. Raz, że korona była za ciasna, w ciemie niemożebnie króla piła, bo miał głowę jak się należy, sześćdziesiąty piąty numer, a szkop był mizerny, z małym łebkiem. Ale to jeszcze nic, najgorsze, że król chciał się dowiedzieć, na ile się został stratny przy tej zamianie i posłał korone do otaksowania do lombardu. Taksator się skrzywił i powiedział:

„Lipa, tombak, amerykańskie złoto!”

Na szczęście Wiluś przeżarł się na tem syrku i w krótkich abcugach kojfnął. Wtenczas dopiero Bolesław dostał od ojca świętego przyzwoite korone z próbą (trójka dentystyczna) i jak się należy dał się obkoronować w czerwonej pelerynie na białych królikach, z berłem i kosztelą, czyli też złotą renetą w ręku.