ŁOKIETEK PODPALIŁ RZYM

Tak byłodo czasu, aż wnuczek któregoś z tych braci do poborowego wieku nie doszedł.

Ten właśnie Władek, którego Łokietkiem nazywali, bo małoletniego wzrostu był. Niemożebnie się z niego wszyscy nabijali. Jak przechodził, różne łobuzy krzyczeli za niem:

„Te, półmetrowy, jak się masz!”

Rzecz jasna, było mu bardzo nieprzyjemnie i postanowienie zrobił, że musi się na nich odegrać. W tem celu do miasta Rzemu się wybrał, gdzie za króla w tem czasie był niejaki Neron. Zaczął tego Nerona blatować i prosić, żeby mu pomógł nieprzyjacieli z Polski przegonić. Ale Neron był straszny oliwa. Stale i wciąż na gazie chodził, do wiersza mówił i piosenki śpiewał. Raz się tak zagazował, że miasto Rzem podpalić kazał. Sam naobkoło chodził, na bałabajce podgrywał i strażakom gasić nie pozwalał.

Widzi Łokietek, że nieklawo. „Nie tylko ten kizior mnie nie pomoże - myślał sobie - ale jeszcze mogie mieć fatalne sprawe w doraźniaku o podpalenie miasta do spółki z Neronem”. No i, ma się rozumieć, żywo wsiadł na furmankie i chodu z miejsca przestępstwa.

- Panie Teosiu, czy pan czegoś nie poplątał czasem? - przerwałem wykładowcy potok wymowy. - Wydaje mi się, że za czasów Łokietka Neron był już bardzo starym nieboszczykiem.

- Jak pan lepiej wiesz, to czego się pan mnie pytasz? - obraził się pan Teoś i mimo że usiłowałem go udobruchać, nie chciał wznowić wykładu.

Wypiliśmy tylko większe piwo i rozeszliśmy się poróżnieni.

Dopiero po kilku dniach udało mi się udobruchać go i nakłonić do dokończenia wykładu:

- Troszkie mnie jest przykro w dzisiejszem czasie o tem nadmieniać, ale czeski król, niejaki Wacek Pepiczek, spomknął się z któremś Piastuszkiewiczem i ofenzywę zaczął przeciwko Łokietkowi, któren już z Rzemu wrócił i do kupy zaczął Polskie zbierać. Na dobitek w Krakowie foksdojcze się zbontowali, których tam było do cholery i trochę i zaczęli fatalnie rozrabiać. Dalsza rodzina także samo zaczęła tak Łokietkowi dokuczać, że zmuszony był na prowincje wyjechać.

Dłuższy czas na letniakach w Olkuszu wtenczas przebywał i za lewą kienkartą się ukrywał. Ale że go mocno szukali, do Zakopanego się przeniósł i w górach w jakiejś dziurze siedział.

SL i „Wici” się niem opiekowali i żywność, a także samo gazetki mu dostarczali. A on nic, tylko stale i wciąż się pytał, co tam słychać w Krakowie.

„Łapanki, prosze króla, jak wielkie nieszczęście - z mieszkań bierą, wszystko jest «nur foksdojcze». Foksy nic nie robią, tylko po całych dniach u Majnla w ogonkach stoją, cytryny nie cytryny kupują.”

A król się odezwał w te słowa:

„Aby do wiosny, jeszcze ja się na nich, na jeża strzyżonych, odegram, przez kij będą u mnie skakać!” - I tak tyż się stało.

Rysunek 12.gif

Na razie nasze przodki byli zadowolnione, bo tam, gdzie Wacek wszedł, „Bate” w każdem mieście założył i czeskie skoki po przydziałowej cenie sprzedawał bez ogonka. Ubrali się wszyscy jak lalki i walaj na spacer w aleje. Ale po jakiemś czasie zaczęli grymasić, że buty maszynowe, że kolor zlazł i temuż podobnież. A najgorsze było to, że słonina drożała, bo niemożebny szmugiel przez granice się zaczął.

Na wiosne Łokietek zaczął powstanie. Foksdojczów w Krakowie niemożebnie wykołował, potem dał fest bańki szkopom, ze szwagrami, braciszkami i dalszą rodziną się pogodził, na końcu zrobił sztamę z Czechami, że już po wieczne czasy za bratanków się zostaniemy. Bo faktycznie, nie ma się o co kłócić, wy macie „Bate”, a my mamy słoninę i możem niewąsko zahandlować!

A jeżeli o wiele będziemy mieli chęć kogoś ponaparzać, to bardzo poręczne pod tem względem są niejakie Krzyżacy, które zaczęli już wtenczas Polsce i Czechom podgrymaszać.

Krzyżacy to byli także samo szkopy, tylko że w komżach.

Ale dzisiaj już nie chce o nich mówić, bo nie lubie na noc o draniach wspominać, publicznem słowem przez sen się potem wyrażam i żona ma żal do mnie, że się dzieci gorszą.