NA KLINA DO WIERZYNKA

Dzisiaj zmuszeni jesteśmy się zająć tak zwanem Kaźmierzem Wielkiem.

Dlaczego „Wielkiem” go staroświeckie rodaki nasze nazywali, tego wiedzieć nie możem. Rzecz możliwa, że był to kawał chłopa, jak to mówią - podstawny mężczyzna, a możliwe tyż, że był facetem honorowem, z byle łachmytą nie miał życzenia się zadawać i obcięte fatalnie koleżki mówili do niego: „Kaziek, nie bądź znowuż taki wielki dla nasz!” I tak zostało.

Ale faktycznie jak było, tak było, dosyć na tem, że w charakterze króla tak się prowadził, że nie da się powiedzieć marnego słowa. Przede wszystkiem smykałkie do handlu miał niemożebną, a także samo do budowlanej branży dryg odczuwał. BOS wtenczas jeszcze nie egzystował i król sam musiał budowy pilnować i z mularzami się użyrać, totyż budował bez planu, ale za to troszkie prędzej.

Niezależnie za świeżem powietrzem przepadał i stale i wciąż za rogatki na spacery uczęszczał. Ażeby tajniaków nie fatygować obstawianiem szosy, królewskie pereline, korone, berło i tem podobne otensylia w domu zostawiał, a sam w łowickiem narodowem stroju w charakterze grząsia, czyli tak zwanego wieśniaka po wsiach chodził i gdzie się dało na kwaśne mleko z młodemy kartofelkamy wstępował.

W ten deseń detalicznie wiedział, co ludzie na szczot polityki mówią i na co się skarżą. Niezależnie do Samopomocy Chłopskiej się zapisał i dwie działki w Krakowie pod Wawelem osobiście uprawiał, chociaż przed wojną pęczek rzodkiewki pięć groszy kosztował i cała ta robota nie wytrzymywała karkulacji.

A to wszystko dlatego, żeby „królem chłopów” się zostać. I faktycznie mu się udało.

A w ogólności pies był na robote - zimową porą, jak budowa z powodu mrozu stała, karalny kodeks wieczoramy pisał, żeby sędziowie wiedzieli, jakie kare za co nałożyć.

Osobno musieli być uwzględnione: szopenfeld, pajęczarstwo, lipkarstwo, kradzież „na wydrę”, „na szpryng”, „na pasówkie” i temuż podobnież. Osobno obraza władzy, zabradziażenie publicznego spokoju i zarzymanie kołowego ruchu w pijanem widzie - i tak dalej. Niewąski kawałek roboty z tem miał i ładne pare lat te książki zestawiał. Później Napoleon ciąg dalszy do tego dopisał.

Bogiem a prawdą, troszkie za dużo tych paragrafów namachali i szary człowiek, któren niedużo siedział, cholerycznie w życiu musi uważać, żeby się na jaki nie nadziać.

Ale mówi się trudno, porządek musi być.

- No, dobrze, panie Teosiu - przerwałem - a może by pan teraz powiedział coś niecoś o życiu prywatnym tego króla. O jego legendarnej miłości do...

- Owszem, mogie. Obszczekuje się już pareset lat tego króla, że na konto wolnej miłości był duży kozak. Że podobnież jednego razu na letniakach pod Puławamy się znajdując, gdzieś na dancingu niejaką Esterkie zapoznał, że sklep galanteryjny jej otworzył i kolekturę loterii „szukasz szczęścia, wstąp na chwilę”...

Ale to jest zwyczajna antypaństwowa plotka i „dycha” się za to należy bez zawieszenia i amnestii. Ale o wiele nawet tak było, to co to, królowi nie wolno?

Rysunek 13.gif

Skoro jeżeli u nasz na Targówku jeden tramwajarz magle kochance kupił, to król na kolekturę nie może sobie pozwolić? Pokaż mnie pan to w ustawie! - zaperzył się wykładowca. I dopiero po moim usprawiedliwieniu się, że absolutnie nie widzę w tym nic niewłaściwego, że rozgrzeszam absolutnie, zarówno tramwajarza, jak i króla, mówił dalej:

- Także samo nie spodobało się niektórem cholerom, że król Kaźmierz był podobnież tronkowy. I to lipa. Rzecz jasna, że jako leguralny mężczyzna lat czterdzieści parę samem mlekiem żyć nie mógł. I musiał sobie od czasu do czasu z inszemy królamy poważnie podchromolić. Ale nie za często.

Jednego razu, na Zielone Świątki, zjechali się króle i hrabiowie z całego świata, Król Kaźmierz, już na gazie, zaprosił na Wawel pół Krakowa. Oprócz doktorów, profesorów przyszło parę osób z prywatnej inicjatywy. Jeden z nich restaurator pierwszej kategorii, niejaki Wierzynek Mikołaj, którego firma do dziś dnia w tem samem miejscu na Rynku egzystuje, zaprawił się na cacy i dawaj z podgazowanemy królami bruderszafty odstawiać.

Przytracił Karola do stołu, nalał dwie setki i krzyczy:

„Karol, gazu i buzi, mów mnie Kolka, nie obrażę się!”

Przytracił Ludwika Węgierskiego, mordy mu fonduje i barłoży:

„Lutek Papryka, jak pragnę zdrowia, daj pyska!”

I tak wszystkich obłatwił, a potem na stół wskoczył i mowę zawala, ża na Wawelu nie wypada przyzwoitej rozróbki przeprowadzić, bo kościół przez ścianę, w taki sposób zaprasza całe towarzystwo na klina do siebie do interesu. Ma się rozumieć, nikt grosza nie płaci, wszystko idzie na rachunek gospodarza. Nie wolno tylko bufetów przewracać, bo z bieżącą wodą do płuczek podłączone i pękniecie rury może nastąpić.

Króle na razie się obrazili, najwięcej cesarz mordę odął i mówi, że za cholere nie pójdzie, ale król Kaźmierz był swój chłop, w deche, i mówi:

„Dobra, idziem, Kola, do ciebie, nawet bedzie bezpieczniej, bo tu tylko patrzyć, jak się królowa obudzi i kota nam popędzi, zwłaszcza że poniekąd cięta jest jeszcze na mnie o Esterkie.”

I ma się rozumieć, całe towarzystwo w derożki i na rynek.

Jak sie tam podbawiali, jasny dowód w tem, że Wierzynek tak się wylakierował, że nie tylko całe nakrycie, wszystkie talerze, półmiski, salaterki, ale urządzenia kuchenne między gości rozdał. Cesarz wyniósł maszynę do gorących zakąsek...