RUDY BIBER POD GRUNWALDEM

Ponieważ że z Piastuszkiewiczami jużeśmy się oblecieli, możem teraz pobarłożyć sobie troszkie na konto drugiej naszej królewskiej rodziny, czyli tak zwanych Jagiellońszczaków, które po Kaźmierzu Wielkiem przejęli cały ten nasz państwowy majdan. Nie można powiedzieć, w ogólności chłopaki byli równa, a zwłaszcza poniekąd sam Jagiełło, któren pod miastem Gronwaldem historyczne knoty dał Krzyżakom.

Otóż, uważasz mnie pan, tan Jagiełło nie od razu za króla polskiego się został, tylko się jako kawaler, jak to mówią, wżenił w interes. Królową była u nas w tem czasie jedna panienka na wydaniu, niejaka Jadwiga. Ponieważ że posag miała niewąski, a także samo osobiście dała się lubić i bardzo jaj było twarzowo w koronie, starających się miała do nagłej krwi i trochę.

Oprócz Jagiełły między innemy uderzał do niej jeden szkopiak z Wiednia rodem, niejaki Wiluś, bo oni, cholery, przeważnie Wilusie.

I tu z przykrością musiem zauważyć, że na razie Jagiełło był u Jadwigi fatalnie przegrany. Wiluś ładnie się nosił, łeb miał stale i wciąż zaondolowany, walczyka wiedeńskiego ładnie odstawiał. „Usta milczą” i „Nad mądrem Dunajem” cienkim głosem Jadwidze śpiewał i różne prezenta jej odpalał, po większej części bukiet z samych róż i kolońskie wode z potrójnem zapachem. Dla przyszłej teściowej znowuż butelkie gorzkiej wody „Franciszka Józefa” zawsze miał przy sobie.

A Jagiełło, mężczyzna poważny, w średniem wieku, jak już przytargał coś z sobą, to albo dwa kila litewskiej kiełbasy, albo literek żubrówki z trawką w środku.

My oba wiedzielibyśmy, co z tem zrobić, ale Jadwiga wolała kolońskie wode. Rzecz gustu i nie będziem jej za to pod krytykie brali.

Totyż Jagiełło, któren do Krakowa ze swojem stryjecznem braciszkiem, Witoldem z Wilna, w konkury przyjechał, na ksiutach pod Floriańską Bramą nieraz ją z tem wiedeńskiem ancymonkiem nakrywał. Aż koniec końców się zgniewał, przyszedł na Wawel i mówi do Jadwigi:

„Widzę, że to panna Dziunia balona z tem szkopem ze mnie odstawia, to w taki sposób mówi się trudno i wysiadka! O królewskie posade mnie się nie rozchodzi, bo u siebie w Wilnie, Bogu dzięki, mam co zjeść i wypić i krakowska kuchnia, poza jedną może kiełbasą, nie powiem, żeby znowuż taka ważna była.

Rozchodziło mnie się o to, żeby Litwinów pochrzcić, które za poganów do dziś dnia chodzą i wstyd mnie w towarzystwie robią, bo jak się należy świętych nie mają, tylko do różnych węży się modlą. A co to za święty, któren człowieka podczas nabożeństwa w pierwsze krzyżowe może ugryźć, tak że w krótkich abcugach zakituje.

Ale trudno sie mówi, niech tam moje rodaki w dalszem ciągu do węży litanie odmawiają, do choinek w świetych lasach się modlą i u wajdelotów zamiast u naturalnych księży spowiedają, milcz serce i moje uszanowanie, idę na stacje po bilet do Wilna dla mnie i dla braciszka.”

A trzeba panu szanownemu wiedzieć, że Jadwiga była nadzwyczaj pobożna i ogromnie się temy wężamy martwiła, totyż przykro jej się zrobiło i zgodziła się za Jagiełłowe zostać. Z miejsca Wilusiowi kota popędziła. Mentryki w parafii wyrobili, wyciągi z ksiąg ludności w komisariacie poświadczyli i był ślub.

Już na drugi dzień Jagiełło wajdelotów do mamra, świętych węży, drani, do zeologicznego ogrodu opylił, a Litwinów dawaj chrzcić. Na zachęte każden jeden nowy chrześćjan garnitur i parę kamaszy otrzymał. Przydziałowe to byli kompleta z felerkamy, ale zawsze lepsze niż skórki królików, w których przedtem Litwini chodzili. Jak ją pan naciągłeś na przód, to z tyłu panu cielesna autonomia wyłaziła, a na odwrót jeszcze gorzej.

Wiluś, łachudra, ciety, że mu się taka partia wymkła, bo już był pewny, że się na Wawel wtranżoli i co się da z mebli, a także samo lanszaftów do Niemiec wywiezie, poleciał na skargie do Krzyżaków.

Krzyżaków także samo cholera ciskała na te małżeństwo, bo zamiarowali Polskie i Litwe po kolei wykołować, a teraz bojeli się, że same poważny wycisk od Jagiełły mogą otrzymać. Totyż zaczęli się do wojny szykować. Ale Jagiełło nie frajer, zebrał co się dało wojska i jazda na nich.

Król w pałatce jak raz siedział z Witoldem na polu bitwy pod Gronwaldem, a tu kołdra, co w drzwiach wisiała, się podnosi i dwóch Krzyżaków wchodzi, pierzyne z sobą przynieśli, a na niej dwa pałasze. Król się na famielianta spojrzał, a ten znowuż na niego i myślą: „Na cholere oni te pościel tu wnoszą?” A Krzyżaki się ukłonili i zaznaczają: „Te pałasze, prosze króla, tośmy na to przynieśli, żebyś się król miał czem bronić.”

Ten Witold był czarny, kindziorowaty i znakiem tego raptus, poderwał się z krzesła i mówi:

Rysunek 14.gif

„Władek, drakie z nas robią, nie wytrzymam.”

Ale Jagiełło go posadził i zaznacza:

„Tylko bez nerw, ja się tu zaraz z niemy oblece” - i odpowiedź daje, że się te pałasze przydadzą, żeby jem większe knoty spuścić. I tak się stało. Taki dostali wycisk, że zjeżdżali spod Gronwaldu, aż się jem komże wiwali.

Ale nie od razu. Litwini na razie zdrefili i chodu. Jeden Krzyżak z rudą brodą, jak to widzi, zdzielił konia nahajem, pike nastawił i leci prosto na króla, któren z boku stojał i na bitwe kapował.

- Był to, zdaje się, rycerz niemiecki Dipold Kikerzicz von Dieber - wtrąciłem przypomniawszy sobie nagle zapamiętane jeszcze ze szkolnych czasów dziwne to nazwisko.

- Faktycznie! - potwierdził pan Piecyk - von Biber. I na te pamiątkie każdego faceta z brodą „bibrem” teraz nazywamy.

Nie wydało mi się to prawdopodobne i usiłowałem zaprzeczyć, ale pan Teoś spojrzał na mnie surowo i wznowił wykład:

- Otóż, uważasz pan, ten rudy biber zapycha z piką na króla, żeby mu krzywdę zrobić, ale widzi to biskup Zbigniew Oleśnicki, któren stojał obok króla, i jak się nie odwinie, jak nie gwizdnie szkopa pastorałem, z miejsca zimnem trupem go położył.

- Zaraz, zaraz, panie Teosiu - przerwałem znowu. - Pan, zdaje się, coś pomylił... Zbigniew z Oleśnicy znacznie później dopiero został biskupem, podczas bitwy grunwaldzkiej i według historyków naszych był „młodym pisarzem królewskim” i nie pastorałem, ale „złomkiem kopii zwalił Niemca z konia na ziemię.”

- Co insze historycy mówią, to mnie nie obchodzi - odrzekł na to chłodno pan Piecyk - po mojemu był biskupem, a ponieważ że duchowieństwo nawet na polu bitwy bez broni się znajduje, musiał go zaprawić pastorałem! Zresztą czem go załatwił, rzecz obojętna, dosyc na tem, że rudy biber z miejsca kojfnął.

Litwini jak zobaczyli, co się dzieje, o mało nie spalili się ze wstydu, że duchowna osoba sama się fatyguje, cafli się nazad i razem z Polakami wykończyli Krzyżaków na cacy!