MAKARONIARZE NAWALILI

No to dziś, panie Teosiu, kolej, zdaje się, na Władysława Warneńczyka, najstarszego syna Jagiełły.

- Zgadłeś pan - odpowiedział mi na to z pewnym zdenerwowaniem pan Piecyk i lekko odchrząknąwszy, rozpoczął wykład:

- Zgadłeś pan i między namy mówiąc, mam żal do Jagiełły, że pozwolił się temu chłopakowi tak zmarnować. Po kiegoże cholere puszczał go pod te Warne grzać się z Turkamy i dzieciak życie w ten sposób stracił?

Ale mówi się trudno. A z temy Turkamy to było, uważasz pan, tak, rozmnożyli się faktycznie niemożebnie i wszędzie zaczęło jem być za ciasno, jak później szkopom. Ale inaczej być nie mogło, skoro jeżeli każden jeden Turek po kilkanaście sztuk żon posiadał, a niektóre z nich mieli ich do setki.

Nie można powiedzieć, odważne byli faceci. Bo o wiele niejednemu z nasz z pojedyńczą najukochańszą cholerą wytrzymać trudno, to masz pan pojęcie, jakie trzeba mieć zdrowie z pięćdziesięcioma jednocześnie się użyrać?

Rysunek 15.gif

No i forsę na pięćdziesiąt par nylonów szykować i pareset dzieci do szkół posyłać. Niezależnie od tego religie mieli przykre, z powodu że jeden głębszy pod pieczony boczek do śmiertelnych grzechów był zaliczony. Za jeden kotlet schabowy z kapustą tysiąc lat po piekle miał się Turek po kojfnięciu poniewierać. A znowuż niebo tureckie, to, uważasz pan, było urządzone jak knajpa pierwszej kategorii z dancingiem i fordancerkami. Każden jeden Turek, któren przez całe życie ani deka wieprzowiny nie opędzlował i ani razu w gaz nie uderzył, po śmierci dostawał się do tego nieba z wyszynkiem ankoholu do wypicia w miejscu. Tam każden pobożny turecki nieboszczyk mógł przy stoliku miejsce zająć, po dwie, trzy fordancerki koło siebie posadzić i krzyknąć na aniołków:

„Trzy wieprzowe rozbratle po wiedeńsku z fritkamy, literek czystej wyborowej i duże kieliszki, tylko ostro, bo skrzydła poprzetrącam!”

I tak krugom dzień w dzień przez tysiąc lat.

Jeżeli ktoś całe życie tylko bakalie opychał i orzechową chałwą przegryzał, a gazowem kwasem popijał, to masz pan pojęcie, jak się pchał do takiego gastronomicznego nieba, jak mu było pilno zakitować!

W ten deseń na wojne leciał jak głupi i z całem krześcijańskiem światem nadzwyczaj lubiał się naparzać. Za króla, uważasz pan, te Turki mieli niejakiego Osmana i dlatego wszyscy Osmańczykami ich nazywali. Fatalnie te Osmańczyki rozrabiali na świecie ładne pareset lat, ale koniec końców dostali ciężkie knoty pod Wiedniem od króla Sobieskiego i cafli się do Turcji. Kręci się co prawda jeszcze jeden po Europie tam i nazad, ale krześcijańskiego narodu nie zaczepia, tylko się na szkopach niemożebnie odgrywa. Wojskowo nie służy, tylko się za poete zatrudnia, książki i artykuły o Niemcach drukuje, w których strasznie ich sobaczy i na perłowo ze szlaczkiem objeżdża. Patrz pan, jak sporządniał!

Ale dawniej inaczej bywało. Zobaczyli nasze przodki, że Turki wszędzie się pchają ze swojemi bakaliami, mówią sobie: „Tak dłużej być nie może, nie obejrzem się, jak każden z nasz będzie miał po parę ślubnych małżonek i każdej jednej zgadze będzie się musiał tłomaczyć, gdzie idzie, skąd przyszedł, gdzie do tej pory siedział i na co mu się pieniądze rozeszli.”

„Krewa, proszę krześćjan” - powiedzieli do Węgrów. Spomknęli się z Włochamy z miasta Wenecji i kompinują, jak tu Turkom kota popędzić.

„My jem zaleciem od miasta Warny, a wy siadajcie na okręta i zapychajcie na sto dwa do nasz bez morze. Jak przyjedziecie, wyskoczycie z wody i w kuchnie ich, chałwą karmionych!” - Tak powiedzieli do Włochów, które byli wtenczas narodem handlowem.

Wszystko było na oko załatwione i patrz pan, makaroniarze nawalili. Nie tylko, że same nie przyjechali, ale, taka ich prywatna inicjatywa, wynajęli swoje okręta Turkom, które pod te Warne niemi zasunęli. W ten deseń nie było o czem mówić i chłopak jak róża życie postradał.

Ale nie przejmuj się pan, nie wytrwało trzysta lat, Sobieski tak się z niemy obleciał, że nie tylko pałatki, konie, czapki jem pozabierał, ale ładne pare kilo świeżo palonej kawy zahaczył, którą ze sobą mieli.

Marysieńka nie umiała jej jeszcze wtenczas zaparzać i nieodcedzoną królowi podawała. Na te pamiątkie pijem do dziś kawę po turecku, to znaczy się z fusamy.

Ale o tem zdarzeniu inszą razą detalicznie panu zaznacze, jak kolejka do Sobieskiego dojdzie.