CAŁY WAWEL DZIECI

Rzecz wiadoma, że na króla kobiety lecą i każda jedna, żeby nie wiem jaką kalikaturą była, ma życzenie za królową się zostać i sąsiadkom pod oknami w koronie pochodzić, żeby się jem żółć ulewała.

Totyż nie dawali baby spokoju Władysławowi Jagielle - co zdążył chłopina owdowieć, już mu się druga na żonę pchała.

A że był facetem spokojnem i troszkie, między namy mówiąc, fajtłapą w domowem pożyciu, nie mógł się odbronić i cztery razy się żenił. Ale synów miał tylko z ostatnią małżonką. Starszy z nich, Władek po ojcu mu było - jak już wiemy, życie pod Warną przez makaroniarzy w młodem wieku postradał i w taki sposób dzieci po sobie nie zostawił. Za to młodszy, Kaziek, takie miał co pod tem względem garbate szczęście, że o mały figiel nie zbankretował.

Co rok, to prorok - cały Wawel dzieci. Latali po mieszkaniu jak szatany, darli się jak powietrze, szyby wybijali i temuż podobnież. Dochodziło do tego, że Kaziek nieraz rządzić nie mógł, bo mu berło szczeniaki tak schowali, że tydzień nie można było znaleźć. Zgodził jem król nauczyciela, niejakiego Długosza, któren lał ich dyszczypliną ile wlazło, ale że był w starszem wieku, zawsze mu najechali na krużganek i z procy pestkami od wiśni do niego strzelali.

Rysunek 16.gif

Martwił się król niemożebnie, bo oprócz harmidru w domu ekspens miał poważny. Jak jednemu kupił łyżwy, to drugi zaraz o hulajnogie się upominał, a koklusz się nie kończył i doktorzy z domu nie wychodzili.

Totyż co który podrósł, zaraz go król gdzieś upychał. Najstarszego Czechom na króla odstąpił, paru w duchownem seminarium umieścił, a kilka sztuk córek za mąż za różnych zagranicznych hrabiów powydawał i tak mu się jeszcze trzech największych cwaniaków zostało i te kolejno za królów u nasz potem byli: Janek, Oleś i Zygmont.

Nawet nie można powiedzieć, niezgorsze to byli dzieciaki, jak podrośli.

Dzisiaj zajmiem się detalicznie Zygmontem, bo najlepiej i najdłużej w charakterze króla się w Polsce zatrudniał. Krzyżaków wykończył na perłowo ze szlaczkiem, tak że sam najważniejszy z nich przed halą targową, czyli tak zwaną Sukiennicą w Krakowie musiał uklęknąć przed królem i o litość prosić.

A Zygmont na krzesełku sobie usiadł, krzyżackie chorągiew z czarnem niemieckiem orłem wziął w rękie i mówi:

„No już, klękaj, taka twoja w te i nazad, bo jak cię tem sztandarem na dębowym kiju zaprawię, to cię przez lejek do trumny trzeba będzie wlewać.”

Krzyżak się spietrał, trzęsie się ze strachu, ale mówi:

„Nie mogie, proszę króla, bo w blaszanem wojennem garniturze się znajduje i jak uklęknę, przepadłem - więcej się nie podniese.”

Faktycznie, miał na sobie staroświeckie wojskowe ubranie z żelaznej blachy, na śruby i muterki zamiast guzików zapinane, ładne parę pudów wagi i rzeczywiście, poniekąd uklęknąć w takiej cholerze było przyciężko.

Ale Zygmont zły był na niego jak wielkie nieszczęście, bo z tego Krzyżaka kawał drania było, i zaznacza:

„Nic mnie to nie obchodzi, klękaj i składaj przysięgę, a nie będziesz się mógł podnieść, to cię na taczkach po włoszczyźnie z tego placu za Floriańskie Brame się wywiezie.”

Jak było, czy się podniósł o własnej sile, czyli go też król faktycznie na taczki kazał załadować, historia detalicznie nam o tem nie wspomina. Fakt faktem, że musiał łachudra uklęknąć. Jeden malarz, niejaki Matejko, któren był przy tem, całą tę niemożebną drakie na olejnem widoczku odmalował. Lanszaft ten do dziś dnia wisi na pierwszem piętrze w tej samej targowej hali i za głupie dziesięć złotych każden jeden może go obejrzyć.

Jest tam odrobiona w naturalnych kolorach także samo żona Zygmonta, niejaka Bona, ale o niej zaznaczę panu szanownemu parę słów drugą razą.

Tymi słowy zakończył pan Teoś Piecyk pierwszy wykład o panowaniu Zygmunta I, zwanego Starym.