JAGIELLONKA TRZEPIE ARRASY

Jak ten, uważasz mnie pan, Hendryk Walery do Francji najechał, Polska nie wiedziała faktycznie, co dalej robić; niby król jest, na forsie i markach pocztowych figuruje, a rzeczywiście jest nieobecny.

Nieprzyjemna sytuacja, jak pragnę zdrowia, się wytworzyła. Różne zagraniczne ambasadorowie przyjeżdżają na Wawel troszkie o polityce porozmawiać i kielicha sobie przy tej okazji trzasnąć, a także samo przyzwoicie zakąsić, a tu król się nie pokazuje. Minister zagraniczny tylko do nich wychodzi i ni to, ni owo jem od rzeczy opowiada. A to król nieczasowy, a to glowa go boli, wziął kogutka i położył się przekimać i temuż podobnież.

Ale można było tych cudzoziemskich cwaniaków trajlować tak tydzień, dwa, dłużej się nie dało.

A Walery temczasem w Paryżu siedział i w Krakowie się nie pokazywał. Totyż nasze przodki wyszli koniec końców z nerw i rejentalne wezwanie mu posłali.

„Albo wracasz król do roboty, albo wont z posady bez trzymiesięcznego wymówienia. Innego się zgodzi. Nie brak bezrobotnych króli na świecie.” - Ale Walery tak się temy flakamy z pulpetamy wystraszył, że za żadną cholerę nie chciał się wrócić.

Wtenczas zebrali się ministrzy i mówią:

„Pies z niem tańcował, nie, to nie, nasza Andzia będzie u nasz za królowę!”

Ta Andzia to była, uważasz pan, Jagiellońszczanka z domu, siostra Zygmonta Augusta, panienka, jak to mówią, w starszem wieku, ale jeszcze na chodzie. Została się za królowe i musiem przyznać, że rządziła pierwsza klasa z przybudówką.

No, bo jeżeli weźmiem to życiowo, ktoże mógł się jej sprzeciwić. Jeżeli o wiele każden z nas, jak ma się z żoną przekomarzać, woli uszy po sobie położyć i powiedzieć:

„Tak, tak, masz rację, tylko stul mordę, najdroższa, bo głowa mnie od tego pęka.” To masz pan pojęcie, co się musiało dziać, jak taka starsza kobieta w koronie na głowie przyszła na radę ministrów i zaczęła ich pod krytykie brać, że źle rządzą. Z góry na wszystko się zgadzali, tylko każden uważał, żeby czasem berłem w ciemie go nie zaprawiła.

Ale znudziło się jej, ma się rozumieć, za samotne królowe być, bo mówi:

„Za dużo mam roboty. Nie wiem, za co się wpierw łapać, czy do sejmu lecieć, czy na jesienne maniebry wojskowe jechać, czy prania dopilnować, a do kuchni także samo trzeba zajrzyć, bo masła za dużo wychodzi. Arrasy, czyli perskie dywany, obowiązkowo muszę samodzielnie ze ścian pozdejmać i wytrzepać jak się należy, bo móle się wdadzą i za sto lat potomki mnie obszczekają,że Anna Jagiellonka była flądra.”

Ale, tak między nami mówiąc, przypuszczam, że rozchodziło się jej także samo troszkie o tak zwane sczęście małżeńskie, czyli że miała życzenie własnego męża posiadać, któremu można by było łeb suszyć skolko ugodno, a on by nie mógł się podać do dymisji, jak ministrzy. Skopiowała, ma się rozumieć, do gazet zagranicznych ogłoszenie matrymonialne w te słowa:

„Panna od lat 40, niedzisiejszych poglądów, w braku znajomości poszukuje pana w średniem wieku, może być i młodszy, do dobrze prosperującego królewskiego interesu w kraju rolniczem. Małżeństwo niewykluczone. Oferty tylko poważne z fotografią. Kraków, «Czytelnik», Wielopole 1”... i temuż podobnież.

Ma się rozumieć fotografie zaczęli nadchodzić tysiącamy. Rzucili się do Krakowa na wyścigi różne zagraniczne hrabiowie i książęta: austryjackie, rosyjskie, niemieckie. Ale najprędzej przyjechał z Budapesztu Węgier, niejaki Stefan Batory, wszystkich odstawił i żywo, nawet bez zapowiedzi, wziął z Ańdzią ślub i tem inszem frajerom nawet kosztów podróży nie miał kto zwrócić, bo „Czytelnik” także samo nie chciał o niczem słyszeć.